Z CYKLU: ALE NAKRĘCONE - Romeo i Julia po bałkańsku - ZAPRASZAMY!!!

Odsłony: 310

 


 

GUCZA POJEDYNEK NA TRĄBKI


Kolejna po „TRANSYLWANII” epopeja cygańska w CYKLU: ALE NAKRĘCONE

gatunek:Musical, Komedia romantyczna

premiera: 2006

produkcja: Serbia i Czarnogóra, Austria, Bułgaria, Niemcy

scenariusz i reżyseria: Dušan Milić

Gucza - najsłynniejszy na świecie festiwal gry na trąbce. Mówią, że kiedy tu zagrasz, stajesz się mężczyzną. Tu odbywają się niezapomniane pojedynki trębaczy, w których muzyka staje się orężem w walce o honor i sławę. Tym razem pojedynek będzie wyjątkowy. Młody cygański chłopak - Romeo musi bowiem udowodnić ojcu pięknej Julianny, że, choć ma ciemną skórę, zasługuje na miłość jego córki. Stoi przed nim jednak ogromne wyzwanie - musi pokonać w grze na trąbce najsłynniejszego trębacza w Serbii. Prawdziwie bajkowa historia pięknej miłości opowiedziana w gorącym bałkańskim stylu, pełna porywającej muzyki i ciepłego poczucia humoru.

Złotą trąbkę daj mi luby

Kobiety u mężczyzn najbardziej lubią duże, lśniące instrumenty, których użyciu towarzyszą wysokie czasem krótkie, czasem dłuższe dźwięki. Zaś mężczyźni poszukują kobiet, które ich instrument w pełni docenią. Taki jest przynajmniej morał płynący z serbskiej komedii Dušana Milicia "Gucza! Pojedynek na trąbki".


Film opowiada o młodej parze. Ona jest przaśną Słowianką o czystych rysach i białej jak mleko cerze. On zaś czarnym, cygańsko wyglądającym chłopakiem, któremu ubzdurało się, że może równać się z białymi i bogatymi. Choć dzieliło ich wszystko, połączyła wspólna miłość do muzyki, która niczym wirus przerzuciła się i na nich nawzajem. Oczywiście otoczeniu trudno jest to zaakceptować, co wprowadzi chaos w i tak mało uporządkowane życie bohaterów. Na szczęście wszelkie swary zakończyć można w cywilizowany sposób - wygrywając je na trąbce w konkursie muzycznym. Zwycięzca bierze wszystko: tytuł mistrza, pieniądze, chwałę i przaśną Słowiankę na deser.

"Gucza! Pojedynek na trąbki" przypomina czasy, kiedy za sprawą Gorana Bregovicia panowała w naszym kraju moda na orkiestry dęte. Wszyscy ci, którzy wtedy połknęli bakcyla bałkańskiej muzy albo (z racji młodego wieku) przegapili ten moment, a chcieliby w nim mimo wszystko wziąć udział, powinni w ten pędy biec na film Milicia. Muzyki jest ci tu w bród i co chwilę usłyszeć możemy czy to samą trąbkę czy też w akompaniamencie innych instrumentów. "Gucza!" to w zasadzie półtoragodzinny koncert przerywany luźnymi anegdotami o perypetiach młodej pary, która bardzo się kocha ale musi o swej miłości przekonać wszystkich wokół. Jestem przekonany, że dla większości oglądających historia ta nie ma większego znaczenia i jedyne co zapamiętają to kompozycje na trąbkę i kilka puzonów.

Na szczęście dla tych, którzy jednak mimo wszystko liczyli na jakąś fabułę, Milić okazał się reżyserem miłosiernym. Historia jest równie przaśna jak Słowianka. Prosta, miejscami zabawna, na tyle swojska, byśmy wczuli się w fabułę i na tyle ekscentryczna, byśmy na wszystko patrzyli z dystansem. Trzeba co prawda przy okazji znosić egzaltowane i pozbawione zarówno głębszego sensu jak i filmowego znaczenia dywagacje młodego bohatera o naturze gry na trąbce. Cóż, nie można mieć wszystkiego - to stara słowiańska prawda, która w tym przypadku potwierdzona zostaje w każdej minucie monologu Romea z offu.



Dziesięć lat temu "Gucza! Pojedynek na trąbki" byłby zapewne sporym przebojem kasowym. Dziś zapewne zginąłby w zalewie bardziej komercyjnych produkcji, mogąc zainteresować tylko nielicznych wciąż ciekawych kultury naszych południowych braci Dobrze jednak, że dystrybutorzy nie zapominają o mniejszościach, którym także od czasu do czasu coś od kina się należy.

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.