Zapraszamy na kolejne spotkanie z cyklu: ALE NAKRĘCONE!!!

Odsłony: 234

 

PALIMPSEST

gatunek: Thriller

premiera: 17 marca 2006

reżyseria: Konrad Niewolski

scenariusz: Igor Brejdygant

produkcja: Polska

Bohaterem filmu jest Marek – inspektor policji, człowiek na krawędzi psychicznej dezintegracji, który usiłuje rozwikłać skomplikowaną historię kryminalną. Historia opowiadana w filmie toczy się w dwóch płaszczyznach. Pierwsza płaszczyzna to wątek sensacyjny, który stanowi kręgosłup dla całego filmu. Wraz z rozwojem wydarzeń pojawia się druga płaszczyzna - akcja filmu rozgrywa się w sferze doznań psychicznych głównego bohatera. Plastyczne połączenie obrazu z dźwiękiem i muzyką wciągnie widza w najgłębsze zakamarki świadomości Marka. Widz zmierzy się z pytaniem co jest rzeczywiste, a co fantasmagoryczne, gdzie przebiega granica pomiędzy rzeczywistością, a naszym o niej wyobrażeniem, co nadaje sens cierpieniu i co naprawdę jest w życiu najważniejsze...


W scenie otwierającej film Konrada Niewolskiego zostało wyjaśnione znaczenie słowa "palimpsest": to rękopis pergaminowy, z którego usunięto pierwszy tekst i ponownie zapisano. Ale w medycynie termin ten oznacza częściowy lub całkowity zanik pamięci w wyniku upojenia alkoholowego. W stanie ostrej psychozy znajduje się nieustannie bohater filmu, inspektor policji Marek, prowadzący śledztwo w sprawie tajemniczej śmierci swego kolegi. W niewyjaśnionych okolicznościach ginie policjant, Maciek Hajdziak, który wypadł z okna swego mieszkania na drugim piętrze. W wyniku upadku z dużej wysokości nastąpiło pęknięcie czaszki i przerwanie rdzenia, co spowodowało śmierć. Choć z pozoru wygląda to na samobójstwo, pewne poszlaki wskazują, że ktoś mógł mu "pomóc" wyskoczyć z okna. Komendant powierza śledztwo przyjacielowi ofiary, Markowi, który ma pracować z inspektorem Tomkiem Marmielewskim. Od tej pory akcja filmu toczy się dwutorowo: z jednej strony widz śledzi rutynowe czynności dochodzeniowe policjantów, z drugiej zaś jest świadkiem stopniowego pogrążania się w obłędzie Marka, którego dręczą koszmary z przeszłości. Chore wizje opętanego demonami oficera mieszają się z rzeczywistością. Okazuje się, że Marka i Maćka, których łączyły sprawy służbowe i przyjaźń, poróżniła miłość do tej samej kobiety, ślicznej Hanny. W toku śledztwa równie tajemniczy jak cała sprawa o zabójstwo policjanta wydaje się sąsiad Maćka z naprzeciwka, Zygmunt, który ze swego okna prawdopodobnie widział całe zdarzenie. Przesłuchiwany mężczyzna niewiele jednak mówi, zachowuje się, jakby coś ukrywał. Tymczasem Marek dla dobra śledztwa chce oddać sprawę, sugerując że angażuje się w nią zbyt emocjonalnie. Komendant nie przyjmuje jednak rezygnacji.

Witajcie w krainie koszmaru

Zapewne nie wszyscy się ze mną zgodzą, ale "Palimpsest" Konrada Niewolskiego uważam nie tylko nie tylko za jeden z najlepszych filmów 2006 roku, ale również za jedną z najlepszych rodzimych produkcji kinowych ostatnich lat. Swoim najnowszym obrazem Niewolski dobitnie udowodnił, że sukces jego wcześniej "Symetrii" nie był dziełem przypadku i jako reżyser jeszcze nie raz nas pewno nas zaskoczy.

Policyjny inspektor Marek (Chyra) prowadzi śledztwo w sprawie zabójstwa swojego kolegi Maćka (Sapryk). Wszystko wskazuje na to, że za zbrodnię odpowiedzialny jest ktoś z najbliższego otoczenia ofiary. Jednak mimo wysiłków Marka i jego partnera Tomka (Gonera) policjantom nie udaje ustalić się kto i dlaczego dopuścił się zabójstwa. Kolejne fałszywe tropy prowadzą donikąd, a przesłuchiwania świadków okazują się bezowocne. W pewnym momencie Marek zaczyna podejrzewać, że on sam jest mordercą, którego tak rozpaczliwie poszukuje...


"Palimpsest" to rzadki w naszym kinie przykład filmu kryminalnego. Niewolski wykorzystuje historię Marka by opowiedzieć jednak nie tylko o śledztwie, ale przede wszystkim zabrać nas w podróż do dusznego, niepokojącego i onirycznego świata głównego bohatera, w którym rzeczywistość miesza się z sennym koszmarem.

"Palimpsest", nad którym Niewolski pracował nie tylko jako reżyser, ale i scenarzysta, to film-zagadka - pełen ukrytych tropów, wskazówek i szczególnych rozwiązań audio-wizualnych. To jeden z najlepszych polskich filmów ostatnich lat.

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Fantasmagoria

Konrad Niewolski przebojem wdarł się na ekrany kin. Jego niezależny "D.I.L." w 2003 roku wygrał organizowany przez TVP Festiwal Polskiego Kina Niezależnego. Zrealizowana w tym samym roku "Symetria" doczekała się entuzjastycznych recenzji, pokazów na festiwalach w Toronto, Karlowych Warach i Cottbus oraz brana była pod uwagę przy poszukiwaniach polskiego kandydata do Oscara.

Równie duże emocje co filmy wzbudza osoba samego reżysera. W wywiadach Niewolski określa siebie mianem ambasadora zła na ziemi, przyznaje, że umie lewitować i podróżować miedzy światami oraz zapowiada napisanie książki mającej być nową Biblią. Przy tym wszystkim jednak robi diabelnie dobre kino, czego najlepszym dowodem jest "Palimpsest".


Policyjny inspektor Marek (Chyra) prowadzi śledztwo w sprawie zabójstwa swojego kolegi Maćka (Sapryk). Wszystko wskazuje na to, że za zbrodnię odpowiedzialny jest ktoś z najbliższego otoczenia ofiary. Jednak mimo wysiłków Marka i jego partnera Tomka (Gonera) policjantom nie udaje ustalić się kto i dlaczego dopuścił się zabójstwa. Kolejne fałszywe tropy prowadzą donikąd, a przesłuchiwania świadków okazują się bezowocne, W pewnym momencie Marek zaczyna podejrzewać, że on sam jest mordercą, którego tak rozpaczliwie poszukuje...

Swoim najnowszym filmem Konrad Niewolski zabiera nas w podróż do niepokojącego, onirycznego świata, w którym ani przez chwilę nie jesteśmy pewni, czy to, co widzimy na ekranie jest prawdą, czy majakiem. "Palimpsest" to bowiem film-łamigłówka opatrzony zaskakującym, ale niezwykle logicznym finałem, którego zapowiedzi i tropów można doszukać się w wielu elementach scenografii, zachowaniach bohaterów, czy sposobie filmowania.

Wykorzystując typowo kryminalną intrygę Niewolski stworzył zupełnie wyjątkowe dzieło uwodzące widzów nie tylko swoją fabuła, ale przede wszystkim wyjątkowym klimatem. Inspirowane malarstwem Caravaggia skąpane w żółtym świetle zdjęcia Arkadiusza Tomiaka, surowa, wręcz ascetyczne scenografia oraz oparta na sonoryzmach muzyka Bartłomieja Gliniaka złożyły się na niepokojącą całość, dzięki której "Palimpsest" intryguje widza trzymając go w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty projekcji.

Najnowszy film Konrada Niewolskiego to również prawdziwy popis aktorstwa. Obok Andrzeja Chyry w filmie wystąpili Magdalena Cielecka, Robert Gonera, Tomasz Sapryk, Grzegorz Warchoł, Adam Ferency i rzadko ostatnio oglądany na dużym ekranie Henryk Talar tworząc doskonałe i wiarygodne kreacje.

Doczekaliśmy się wreszcie w polskim kinie kryminalnego filmu na światowym poziomie. Niebanalnego, świetnie zagranego i dopracowanego od strony fabularnej i wizualnej. Miłośnicy inteligentnej rozrywki na pewno nie będą "Palimpsestem" rozczarowani.

PS. Podobnie jak fani przebojowej gry "Silent Hill" do której film Niewolskiego nawiązuje niesamowitym klimatem.

Autor:

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.


W ciemności

Niewielu jest polskich niezależnych twórców, którzy potrafią w mistrzowski sposób rozegrać z widzem grę pod hasłem: film kryminalny. Konradowi Niewolskiemu w obrazie "Palimpsest" udało się zdeklasować wszystkich tych, którzy dotąd próbowali. To, co od pierwszych minut rozgrywa się na ekranie, trudno nazwać fabułą - jest to raczej wizualizacja najciemniejszych wrażeń ludzkiego umysłu, odbicie bliżej nieokreślonych pragnień i lęków. Reżyser wspólnie ze scenarzystą - Igorem Brejdygantem sięgają do wnętrza człowieka na tyle głęboko, że nie sposób uchwycić cienkiej granicy między rzeczywistością a zmyśleniem.

Konrad Niewolski debiutował filmem "D.I.L."- opowieścią o narkotykowym biznesie oraz przyjaźni, którą tak łatwo może on zniszczyć. Widzom dał się poznać jako obserwator, świadomy mechanizmów rządzących w brudnym gangsterskim światku i konsekwencji, z jakimi są związane. W "Symetrii" - następnym obrazie, Niewolski również dotyka problemu przestępczości, ale tym razem widzianej z perspektywy przemiany niesłusznie oskarżonego i osadzonego w więzieniu młodego człowieka. Zagadnienie zbrodni pojawia się po raz kolejny w "Palimpseście", przy czym związane z nią fakty i rzeczywistość można uznać za dyskusyjne. Zwłaszcza pod względem samego ich zaistnienia.


Dużo dla filmu, oprócz zaskakującego scenariusza, robi gra aktorów. Andrzej Chyra jako Marek - oficer śledczy pracujący nad rozwikłaniem okoliczności zabójstwa swojego przyjaciela, kreuje postać balansującą nad przepaścią. Jego życie momentami przypomina delirium przeplatane nakładającymi się na siebie wydarzeniami. Partnerująca Andrzejowi Chyrze Magdalena Cielecka poprzez graną przez siebie Hannę pozostawia widza z niedopowiedzianą historią miłości i przyjaźni. Zdecydowanie pozytywnie na odbiór filmu działają ciemne wnętrza, wpisujące się w atmosferę niewyjaśnialnej tajemnicy.

"Palimpsest" zdecydowanie nie znajdzie entuzjastów wśród zwolenników jasnych i klarownych rozwiązań w stylu Herculesa Poirot z powieści Agathy Christie. Nie znajdzie ich również wśród racjonalistów, ufających potędze dedukcji. Natomiast miłośników wgłębiania się w mroczne zakamarki duszy i totalnej niekiedy abstrakcji - zachwyci!

A może tego filmu tak naprawdę nie było...?

Autor:

Natt


 

 

 

 

Arogancki dresiarz czy niepokorny talent?

Jestem wyjątkowy - wywiad z Konradem Niewolskim (2006)

Mówi o sobie, że w świecie filmowym jest "chamem bez szkoły". Jego "Symetria" zdobyła nagrodę dziennikarzy na festiwalu w Gdyni oraz prezentowana była na festiwalach w Cottbus, Toronto i Karlowych Warach. Wchodzący właśnie na ekrany "Palimpsest" widzieli już widzowie festiwali w Edynburgu oraz RiverRun, gdzie film otrzymał nagrodę za wybitne osiągnięcia techniczne. W naszym wywiadzie Konrad Niewolski miesza wam w głowach opowiadając o pracy na planie, końcu świata i lewitacji.



Robocza wersja "Palimpsestu" pokazywana była podczas ubiegłorocznego Warszawskiego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w ramach sekcji "Work in progress". Dlaczego zatem na jego premierę musieliśmy czekać tak długo?
Konrad Niewolski: To wyłącznie decyzja dystrybutora i producenta. Film był gotowy już w październiku ubiegłego roku. Przy okazji Warszawskiego Festiwalu Filmowego pokazana została jego robocza wersja. Finalna powstała dwa tygodnie później.

Nie ukrywasz, że z twojej inicjatywy wprowadzono wiele zmian do oryginalnego scenariusza "Palimpsestu" autorstwa Igora Brejdyganta. Co zatem różni twój film od pierwotnego skryptu?
Bardzo wiele. Z tekstu Igora wyrzuciłem na przykład 30 scen. Zmieniłem konstrukcję psychologiczną bohatera i relacje łączące go z innymi ludźmi, jak również większość dialogów. Są w filmie fragmenty, w których z oryginalnego tekstu pozostały tylko miejsca oraz imiona bohaterów. Tekst Igora w wielu miejscach nie był spójny. Moim zadaniem było dopracowanie tej historii w taki sposób, żeby widz oglądając "Palimpsest" nie miał tego rodzaju wątpliwości. Ten film jest jak łamigłówka. Jego zrozumienie wymaga od widza zaangażowania i zwracania uwagi na szczegóły, a do tego niezbędna jest logiczna konsekwencja, której w oryginalnym scenariuszu zabrakło.

Dlaczego więc nie zdecydowałeś się umieścić swojego nazwiska jako współscenarzysty filmu?
To był pomysł Igora i jemu należy przypisywać autorstwo scenariusza. Ponadto nie chciałem, aby widzowie i krytycy kojarzyli mnie, w przypadku tego filmu, również z jego fabułą. "Palimpsest" od początku traktowałem jako wyzwanie warsztatowe, zabawę narzędziami i na tym chciałem się skupić. Poza tym w tym filmie nie ma mojej filozofii.

Często porównujesz "Palimpsest" do wstęgi Mobiusa.
Tak, bo on ma bardzo podobną konstrukcję. "Palimpsest", podobnie jak wstęga, nie ma początku i końca. Widz wchodzi w ten film, by w finale przekonać się, że historia głównego bohatera wcale się nie skończyła. Ponadto w "Palimpseście" przenikają się dwa światy, w taki sposób, że odbiorca nigdy nie jest pewien, czy to co widzi na ekranie jest prawdziwe, czy nie. To film do wielokrotnego oglądania. Każda kolejna projekcja daje możliwość dostrzeżenia nowych rzeczy. Ich zrozumienie z kolei prowadzi do nowych interpretacji.

Producentem filmu jest Juliusz Machulski, jak oceniasz współpracę z nim?
Był bardzo dobrym producentem, bo się nie wtrącał. (śmiech) Dał mi całkowicie wolną rękę, co było z jego strony oznaką ogromnego zaufania. Po obejrzeniu nakręconego materiału miał tylko dwie uwagi, które również w moim przekonaniu były słuszne i naniosłem je bez wahania. Jestem mu wdzięczny za warunki, które mi stworzył i możliwość decydowania o wszystkim.

Fabularnie "Palimpsest" jest filmem kryminalnym. Jednak opowiedziany został przy wykorzystaniu między innymi środków typowych dla horroru. Mam tu na myśli głownie ścieżką dźwiękową opartą nie na muzyce, ale sonoryzmach.
Dźwięk jest jednym z najważniejszych elementów filmu pozwalających reżyserowi na sterowanie emocjami widzów. Ja nie lubię straszenia typowego dla amerykańskich horrorów, których twórcy starają się nas przerazić duża ilością krwi na ekranie, czy makabrycznymi scenami. Wolę wprowadzać widzów w stan permanentnego niepokoju, a to uzyskać można właśnie dzięki muzyce.
Od dziecka interesuje się muzyką i dźwiękami. Dźwięki pozwalają - jak już mówiłem - kierować ludzkimi emocjami, ale są też pełne tajemnic. Z muzyką eksperymentowałem już przy okazji "Symetrii", ale "Palimpsest" dał mi dużo większe pole do popisu.
W kinie jedynie Amerykanie potrafią manipulować dźwiękiem w taki sposób, by wywrzeć wpływ na widzów. Sam doświadczyłem tego oglądając "Harry'ego Pottera". Zauważyłem, że choć film mnie nudzi, to jednak się wzruszam. Z uwagą oglądam zatem hollywoodzkie produkcje, bo bardzo wiele - jeśli chodzi o wykorzystanie muzyki i dźwięku - można się z nich nauczyć.

Co w takim razie jest w "Palimpseście" wyjątkowego od strony dźwiękowej?
Bardzo wiele. Są w filmie na przykład ukryte takie basy, że kiedy widz ich słucha, musi otworzyć usta, gdyż trąbka Eustachiusza nie jest w stanie poradzić sobie z wyrównywaniem ciśnienia w uchu.
W trakcie prac nad filmem pojechałem do Jerozolimy, gdzie miałem okazję sprawdzić, czy w Biblii rzeczywiście opisany jest dźwięk o częstotliwości 44 Hz. Faktycznie, opis tego dźwięku znajduje się w słowach otwierających Ewangelię Św. Jana w dosłownym przekładzie brzmiących "być słowo". Po powrocie z Jerozolimy zadzwoniłem do Bartka Gliniaka i poprosiłem go, by odnalazł mi w muzyce dźwięk o częstotliwości 44 Hz. Jak się okazało, częstotliwość ta opisuje małe C - podstawowy dźwięk, od którego matematycznie wyprowadzono pozostałe. W muzyce "Palimpsestu" nie mogło zatem zabraknąć 44 Hz.

W jednym z wywiadów zdradziłeś, że pracujesz nad książką naukową, o której mówisz, że będzie nową biblią. Czy badania, jakie prowadzisz mają z nią jakiś związek?
W głowie tę książkę napisaną mam już od dawna. Zamierzam wydać ją po wojnie, jaka w ciągu kilku lat na pewno wybuchnie. Nasz świat i jego wartości już się kończą. Upadną systemy finansowe i giełda. Życie na ziemi zmieni się radykalnie. Nikt nie będzie miał pracy, nie będzie pieniądza, a ludzie będą walczyć o żywność. To już się zaczyna, ale nikt nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy. Znając przyszłość, inwestuję w dusze, bowiem w tych trudnych czasach dusza będzie jedyną rzeczą, którą będą mieli wszyscy. "I w dni owe ludzie będą szukać śmierci, a śmierć ich nie zechce" taki słowami opisał te czasy Św. Jan w swojej "Apokalipsie".

Czy wierzysz, że twoja książka stanie się punktem odniesienia dla ludzi?
Oczywiście. To będzie bardzo ogólny zarys wiedzy na temat historii i zasad rządzących naszym wszechświatem napisany w taki sposób, że będzie zrozumiały nawet dla ludzi nieposiadających gruntownego wykształcenia. Większość naukowców jest specjalistami tylko w jednej dziedzinie, której zgłębianiu poświęcają swoje całe życie. Ja zajmuje się wszystkimi naukami jednocześnie: medycyną, genetyką, chemią, fizyką, matematyką. Dzięki temu jestem w stanie powiązać ze sobą wiele faktów.





Mówisz również, że jesteś w stanie przeprowadzić zimną fuzję - rzecz uważaną przez naukowców za niemożliwą.
Tak, zamierzam pokazać światu, że jest to możliwe. Kluczową rolę w moim doświadczeniu odegra dźwięk, gdyż on umożliwi mi połączenie dwóch jąder atomowych w niskiej temperaturze. W swojej pracy zajmuję się również teorią unifkacyjną stawianą przez naukowców wyżej niż teoria względności Einsteina.

Jak znajdujesz czas na swoją pracę naukową. Jak wygląda twój dzień? Czy cały wolny czas poświęcasz na czytanie książek?
W ogóle nie czytam. Mam dostęp do pewnych informacji schowanych poza tym światem, które potrafię dobrze wykorzystać. Z reguły ludzie, którzy mają do nich dostęp popełniają bardzo młodo samobójstwo albo kończą w szpitalu psychiatrycznym, ja jednak nauczyłem się jak żyć w tym świecie ze świadomością wiedzy i doświadczeniem dla przeciętnego człowieka nieosiągalnym.

No dobrze, ale nawet jeśli nie jesteś z tego świata, to jednak ogranicza cię czas.
Czas istnieje wyłącznie w postaci fizycznej, ponieważ jest brakującą częścią pulsowania wszechświata. Mając świadomość subiektywności czasu zacząłem, jeszcze jako dziecko, szukać możliwości sterowania swoja psychiką, które pozwoliłyby mi na manipulowanie czasem. Dziś umiem już lewitować, czyli pozbywać się swojego ciała, na co są dwie metody - skrajna przyjemność i skrajne cierpienie. Osobiście polecam samospalenie. Wielokrotnie już to wcześniej robiłem i naprawdę przez te kilka sekund możesz poczuć wszystko i zrozumieć cały wszechświat.

Czy takie podróżowanie pomiędzy światami nie jest niebezpieczne?
Są tacy, którzy po powrocie "stamtąd" nie potrafią odnaleźć się w tym świecie i świadomie rezygnują z życia "tutaj", tracąc kontakt z otoczeniem. Ja nauczyłem się korzystać z dobrodziejstw, jakie niosą ze sobą te podróże, ale oczywiście wiąże się to z ogromnymi wyrzeczeniami.

A czemu poświęcasz się gdy akurat nie podróżujesz i nie kręcisz filmów?
Najprostszym domowym czynnościom. Uwielbiam robić zakupy. Na dwie godziny wyłączam telefon i spokojnie wybieram sobie pomidorki, kurczaka, chleb. Ogromną przyjemność sprawia mi pranie. Wielu moich znajomych nie potrafi tego zrozumieć. Ciągle ktoś mnie pyta, dlaczego nie chodzę na imprezy i nie wyrywam lasek. Mam pieniądze, kilka nagród na koncie, wydawałoby się, że jestem idealnym kandydatem na bohatera bulwarowych gazet. Ale mnie to zupełnie nie interesuje. Zamiast iść na imprezę, wolę zrobić sobie pranie.

Patrząc na ciebie nigdy byśmy nie pomyśleli, że mamy do czynienia z takim domatorem.
Nikt by nie pomyślał. Ale tak jest, bo znam tajemnicę życia i śmierci. Nie boję się śmierci. Wiem co mnie po niej czeka, dlatego też potrafią czerpać przyjemność z najprostszych czynności.

Podczas naszej rozmowy wieszczyłeś już rychły koniec cywilizacji, opowiadałeś o zimnej fuzji i podróżny do innych światów. Czy podobnej tematyki możemy oczekiwać po twoim nowym filmie, o którym mówisz, że "będzie miażdżył kręgosłup moralny widzów"?
Oczywiście. Dla inteligentnego, otwartego człowieka ten film będzie potworną alternatywą w stosunku do "tradycyjnego" światopoglądu.

Masz już gotowy scenariusz?
Podobnie jak w przypadku książki. W mojej głowie jest zapisany od dawna. Teraz go przepisuję na papier.

Podobno swój trzeci film mogłeś nakręcić w Hollywood.
To prawda. Po pokazie "Symetrii" w Toronto, na największym światowym festiwalu filmowym, otrzymałem cała masę propozycji - zaproszenie od Sundance Institute Roberta Redforda z propozycją robienia następnego filmu pod ich opieką oraz zaproszenie do członkostwa w prestiżowym Directors Guild of America podpisane miedzy innymi przez Stevena Soderbergha, Michaela Manna i Michaela Apteda, również z dołączoną do niego propozycją realizacji kolejnego filmu już w Hollywood. Na żaden z listów nie odpisałem, bo mi się nie chciało.

Nie chciało ci się?
Prawdopodobnie gdybym zaangażował się we współpracę z tymi organizacjami, byłbym już za oceanem. Nie mogę sobie jednak pozwolić na to, żeby pracować w USA na zasadach narzuconych mi przez Hollywood. W Polsce to ja decyduję o wszystkich elementach związanych z realizacją moich filmów i na takich samych warunkach chcę pracować w Stanach.

Skąd wiesz, że amerykańscy producenci nie zapewniliby ci takich warunków?
Tego nie wiem, ale wydaje mi się, że gdybym się zgodził na realizację "Palimpsestu" w Stanach, to dziś nie ruszyłbym jeszcze ze zdjęciami. A tak skończyłem "Palimpsest", skończyłem zdjęcia do "Joba", a w planach mam kolejne filmy. Wolę zatem poczekać, pracować w Polsce, ćwiczyć warsztat, rozwijać się i dopiero za kilka lat skorzystać z propozycji zza oceanu.

Skoro już jesteśmy przy "Jobie", to chcielibyśmy zapytać cię dlaczego zdecydowałeś się nakręcić komedię. Do tej pory kojarzyłeś się widzom z mocnym, męskim kinem, zatem kiedy jakiś czas temu zapowiedziałeś realizację komedii, wśród internautów pojawiły się głosy, że "pewnie chcesz zarobić parę złotych".
Bo taka jest prawda. Lubię luksusy, a drogie życie kosztuje. (śmiech) Z drugiej jednak strony chciałem uniknąć etykietki specjalisty od ciężkiego kina. Interesuje mnie robienie różnych rzeczy. Ponadto kręcenie filmów przychodzi mi bardzo łatwo. Spokojnie mógłbym realizować cztery obrazy rocznie, na pewno bym sobie z tym poradził. Po "Palimpseście" i "Symetrii", dwóch dobrych, ale ciężkich filmach, uznałem, że przyszła pora na coś lżejszego. Wyznaję zasadę, że przy realizacji komedii nie ma miejsca na kompromisy. Tym gatunkiem rządzi bardzo prosta zasada, albo się śmiejesz, albo się pierdol. Albo cię coś śmieszy, albo nie.

W licznych wywiadach bez ogródek przyznajesz, że szukasz w ludziach zła. Dlaczego?
Jestem ambasadorem zła na tym świecie. (śmiech) Każdy z nas ma w sobie zło, a ja mam go naprawdę dużo. Dzięki temu potrafię je dostrzec u innych.

Masz poczucie, że jesteś wyjątkowy?
Od dziecka.

Pewnie w wielu ludziach budzi to niechęć, a może nawet nienawiść.
I bardzo dobrze. Lubię agresję i lubię nienawiść. Na świecie są tylko dwa czyste uczucia - miłość i nienawiść. Budowanie relacji z ludźmi na sympatiach z koleżkami, to jest budowanie domku z kart, który niebawem się zawali. Budowanie na nienawiści przypomina stawianie bunkra, który oprze się wszystkiemu. Co prawda decydując się na taką drogę, żyjesz w świecie pesymistycznym, ale jednocześnie prawdziwszym, w którym nic cię nie rozczaruje i nikt cię nie zawiedzie.

Głosząc takie kontrowersyjne poglądy, narażasz się jednak na oskarżenia o pozerstwo i udawanie. Po licznych wywiadach, których udzieliłeś przy okazji premiery "Symetrii", takie opinie na temat twojej osoby pojawiły się mediach.
Mało interesują mnie opinie ludzi na temat mojej osoby. Jeśli ktoś uważa, że udaję, to jest to jego problem. Ja mam to głęboko w dupie. Mówię wam szczerze, jak jest. A kto i ile z tego zrozumie, to ch... mnie to interesuje.