CIEKAWY FILM NA NOWYM EKRANIE! Jednym słowem kolejne spotkanie KLUBU FILMOWEGO...

Odsłony: 337

 

czas trwania: 126 min.

gatunek: Dramat, Kryminał, Romans

premiera: 2005

produkcja: Brazylia, Francja, Hiszpania, Meksyk, Kolumbia

reżyseria: Emilio Maillé

scenariusz: Marcelo Figueras

Wybuchowa ekranizacja książki Jorge Franco Ramosa, która zyskała status kultowej wśród młodzieży w całej Ameryce Łacińskiej. Rosario Tijeras jest piękna i inteligentna, mogłaby wieść szczęśliwe życie, ale mieszka w slumsach Medellin, gdzie przemoc i gwałt są na porządku dziennym. Kiedy nie jest w stanie znosić dłużej w pokorze swojego tragicznego losu, postanawia odpłacić światu w jedyny sposób, jaki zna? zostaje zabójczynią. Choć zdaje sobie sprawę, że przemocą nie naprawi niczyich krzywd, jej natura jest silniejsza niż rozsądek.


Wszystko, co powinniście wiedzieć o Latynosach

Usiądźcie wygodnie i zapnijcie pasy. Kupując bilet na "Rosario Tijeras" decydujecie się na niezwykłą podróż po Kolumbii, jaka dostępna jest tylko mieszkaniecom tego kraju. Poznacie czym jest głębia nienawiści i poczujecie gorącą namiętność. Odwiedzicie miejsca przesycone wiarą, które w jednej chwili przeradzają się w arenę krwawej przemocy. Przede wszystkim odczujecie na własnej skórze, jakim paradoksem jest świat mieszkańców Ameryki Południowej. "Rosario Tijeras" to kwintesencja latynoamerykańskiej kultury i pewnie dlatego był to największy przebój w Kolumbii.

Sama filmowa historia jest stara jak świat. Dwójka przyjaciół wybiera się do lokalnego klubu. Są studentami, a ich życie jest w miarę beztroskie. Uczą się, balują, zażywają narkotyki i podrywają dziewczyny. Tego konkretnego dnia na ich drodze stanie seksowna, pewna siebie Rosario. Obu wpada w oko, lecz ponieważ wybierze jednego z nich, drugi postanawia stać z boku, choć pozostanie pod jej urokiem. Rosario nie jest jednak zwykłą dziewczyną. Jest śmiertelnie niebezpieczna, a w sercu skrywa mroczne tajemnice. Tak oto przed widzami roztacza się historia miłości i śmierci w świecie skrajnej nędzy i niezmierzonego bogactwa.



Patrząc na "Rosario Tijeras" z boku, chłodnym okiem, wyraźnie widać, że ani historia ani spora część scenariusza nie wychodzi poza ramy typowej południowoamerykańskiej telenoweli. Wystarczy wsłuchać się w niektóre dialogi, by w pełni poraziła nas ckliwość i banał wypowiadanych kwestii. Taka mieszanka zazwyczaj oznacza śmierć dla filmu - w przypadku "Rosario" dzieje się inaczej.

Wszystko za sprawą Emilio Maillé'a który słabość przekuwa w siłę, malując świat nasycony barwami i emocjami. Mamy tu rozgrzaną do czerwoności namiętność i gorzką jak piołun nienawiść. W filmie aż roi się od przemocy fizycznej i psychicznej, a równoważy ją zabobonna wręcz wiara, bowiem to ona czyni niesprawiedliwość znośną. "Rosario Tijeras" to przede wszystkim bajka o uczuciu, na które zasługuje każdy zawsze i wszędzie.
Wielką zaletą obrazu jest rezygnacja reżysera z kurczowego trzymania się tradycyjnej formy opowiadania filmowej historii. Maillé do perfekcji opanował sztukę mieszania czasu i przestrzeni. Przez to zaburzona zostaje chronologia obserwowanych na ekranie zdarzeń. Wzmacnia to samą historię, zwiększając zainteresowanie widza bohaterami, a jednocześnie osłabia telenowelową ckliwość i banał.

Należy również pochwalić obsadę. Choć mam wrażenie reżyser wybierał aktorów podług prostego klucza jakim jest uroda, to mimo wszystko trójka głównych aktorów dała solidny popis gry aktorskiej. Od Flory Martínez nie sposób oderwać wzrok. Jest niezwykle seksowna, a momentami niezmiernie podobna do Angeliny Jolie w "Tomb Raiderze". Jest też utalentowaną aktorką, pełną latynoskiej werwy, dzięki czemu główna bohaterka staje się osobą z krwi i kości. Znakomicie poradził sobie z wymagającą rolą również Unax Ugalde, a nie było to proste zadanie. Zbyt łatwo jego Antonio mógł się stać postacią przesłodzoną nie do wytrzymania. Również Manolo Cardona daje godny podziwu koncert umiejętności aktorskich. Choć przez większą część jego rola sprowadza się do wyglądania dobrze na ekranie, ma kilka mocnych momentów, w których wypada bardzo, naprawdę bardzo dobrze.

Dla fanów kina południowoamerykańskiego, do których i ja się zaliczam, obejrzenie "Rosario Tijeras" będzie z całą pewnością wielką frajdą. Jeśli jednak jesteście bardzo negatywnie nastawieni na formę latynoskiego tasiemca, to może lepiej będzie, jeśli zrezygnujecie z seansu. Po co macie się nudzi?

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.