Kontrowersyjna animacja na Klubie Filmowym! ZAPRASZAMY!

Odsłony: 308

 

czas trwania: 1 godz. 20 min.

gatunek: Animacja, Komedia obycz.

premiera: 2011

produkcja: Polska

reżyseria: Wojtek Wawszczyk, Jakub Tarkowski

scenariusz: Rafał Skarżycki


Zapomnijcie o słodkich jeżykach z jabłuszkiem na grzbiecie. W przekręconej czapeczce, śmigający między blokami na deskorolce Jerzy jest kompletnym zaprzeczeniem swojego gatunku. Uwielbia dobre bibki i niezłe maniurki (czyt. piękne kobiety). Dla niego nie ma dylematu – kupić kwiaty dla ukochanej czy butelkę piwa – słuszne rozwiązanie jest tylko jedno. Ale życie Jeża Jerzego to nie tylko przelewki – ma na pieńku z osiedlowymi skinheadami i okolicznymi Wietnamczykami, którzy chętnie zrobili by z niego kurczaka w pięciu smakach. Pewnego dnia w skomplikowany żywot Jerzego wkracza tajemniczy Profesor. Dzięki z trudem i bólem zdobytemu DNA tworzy on klona Jeża. Nowy bohater ma zastąpić swój pierwowzór i stać się Celebrytą Doskonałym. Jednak w tym kraju jest miejsce tylko dla jednego bohatera. Prawdziwy Jeż Jerzy rusza, aby odzyskać swoje dobre imię.


Elo, kufa! To je czad

Jeż to jest bardzo rozrywkowy zwierz. Pod palemką na rondzie wyżłopie browara, w limuzynie poćwiczy paluszki na jędrnych udach samic homo sapiens, a nocą wprowadzi obcy materiał do zdrowego organizmu polskiej katoliczki. Dzięki niemu policjantki, osiedlowe oprychy i skośnoocy przedstawiciele gastronomii ulicznej mają pełne ręce roboty. Cóż zatem będzie się działo, gdy na ulicach stolicy pojawi się jeż drugi, sklonowany i wychowany w żelaznym inkubatorze na pożywnej papce z kultury masowej? Tego nie jesteście sobie w stanie wyobrazić, to po prostu musicie zobaczyć.

Ostatnimi czasy premiery polskich komedii przypominają niemiłe sytuacje, kiedy wybije szambo. Powoli zaczynałem już powątpiewać, czy przypadkiem nie straciliśmy gdzieś poczucia humoru. Z tego też powodu "Jeż Jerzy" okazuje się bardzo ważnym filmem – przywraca bowiem wiarę w nasze swojskie komedie.


Wojtek Wawszczyk, Kuba Tarkowski i Tomek Leśniak skorzystali z najprostszego z możliwych pomysłów: wykorzystali dowcipy, którymi "żyje ulica". Co ważne, wykazali się odwagą i poszli na całość, bez rozwadniania gagów polityczną poprawnością. Nie oglądając się na stróżów moralności i "dobrego smaku", łączą humor kloaczny z wyrafinowaną satyrą. Rezultat jest elektryzujący i zaskakująco eklektyczny. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Jedni będą mogli pośmiać się z buraków, których na osiedlu omijają wielkim łukiem. Inni zarechoczą na widok obśmiewanych polityków, widząc w nich oszołomów z przeciwnego obozu politycznego. Mnie, zapewne z racji wykonywanego zawodu i zainteresowań, najbardziej przypadło naigrywanie się ze snobistycznej elity kulturalnej kraju.

"Jeż Jerzy" bezlitośnie obnaża mniejsze i większe przywary Polaków i czyni to w sposób zrozumiały dla każdego odbiorcy. To właśnie humor jest najsilniejszą stroną filmu i na nim w zasadzie opiera się cała konstrukcja. Fabuła ma tu charakter raczej umowny. Jest niczym nić, na którą niczym korale nanizane są kolejne skecze.



Jednak to, że film bawi, jest zasługą nie tylko autorów scenariusza, ale też bezbłędnie dobranej obsady. O Lilce, dziwce o złotym sercu i głosie Macieja Maleńczuka, szybko nie zapomnicie. Borys Szyc jako tytułowy Jerzy rozbawia do łez. Najlepiej wypadają drobne epizody, których nie będę zdradzał, bo warto dać się im zaskoczyć. Wszyscy, którzy pracowali przy tej animacji, wykazali się wielkim dystansem do siebie i za to należą im się brawa. Bez tego "luzackiego" podejścia, obawiam się, że z "Jeżem Jerzym" stałoby się to, co z resztą naszych "zabawnych" produkcji.

Aha. Dla wszystkich zamierzających wybrać się do kina: nie wychodźcie, gdy tylko zaczną się napisy końcowe. To jeszcze nie koniec filmu.

Nic śmiesznego

Ostatnimi czasy rodzime kino jest w opłakanym stanie. Temu nie zaprzeczy chyba nawet największy optymista. Oczywiście, zdarzają się filmy dobre, a nawet wybitne ("Dom zły", "Wszystko, co kocham"), jednak to tylko wyjątki potwierdzające regułę. Na film o Jeżu Jerzym wybrałem się pełen nadziei. Jeszcze podczas kupowania biletów byłem praktycznie pewny wyśmienitej, rubasznej zabawy. W tym miejscu chciałbym napisać, że ten obraz przywraca wiarę w polską komedię i daje nadzieję, że nie wszystko jeszcze stracone. Chciałbym...



W mojej wizji idealnego świata filmowa wersja komiksów o Jerzym byłaby tym, czym być powinna - wielką satyrą na nasze społeczeństwo, przesiąkniętą swojskim humorem balansującym na granicy dobrego smaku. Obraz jest niestety jedynie popłuczynami po dawnym jeżyku, nawet w kwestii fabularnej. Historia przedstawia się następująco- zły naukowiec, po wielu latach obliczeń, znajduje przepis na celebrytę idealnego, chodzącą żyłę złota. Jak się okazuje, wszystkie te cechy łączy... jeż. Celem staje się główny bohater, Jerzy, którego naukowiec ma zamiar sklonować. Pojawia się więc zły sobowtór naszego bohatera, który wprowadzi wielkie zamieszanie. Szczerze powiedziawszy, nie miałbym nic przeciwko takiej fabule, gdyby była ona wykorzystana w należyty sposób, tzn. pełniłaby funkcję pretekstu do serii prześmiesznych gagów. Niestety całość jest zrobiona bez krztyny polotu. Gagi nie istnieją, a "śmieszne sceny" mają albo poziom koszarowy (który bawić może raz, nie zaś dziewięćdziesiąt minut bez przerwy) lub objawiają się pod postacią dialogów rodem z polskiej telenoweli, podrasowanych ojczystymi przecinkami na "k". Najgorzej jest właśnie pod tym względem. Nie ma żadnego cytatu wartego zapamiętania, a co jak co, kiedyś potrafiliśmy bawić się językiem, nawet tym najpodlejszym. Wszystko wygląda, jak zrobione od niechcenia, twórcy powtarzają się tak, jakby jedno "pierdnięcie" bawiło ich przez całą projekcję. To film niewykorzystanego potencjału, który miejscami wręcz krzyczy, próbując wydostać się spod tony łajna (genialny motyw z Tomaszem Knapikiem i wietnamskimi kucharzami). Gdy pojawia się jakiś przebłysk nadziei, autorzy natychmiast zalewają go kolejnymi wymiocinami (dosłownie).

Jako satyra "Jeż Jerzy" też się nie sprawdza. Niby jest wszystko, co "śmieszne"- polityk, moherowe babcie, dresy, dowcipy z mediów, jednak nic nie działa tak, jak powinno. Wszystko już gdzieś wiedzieliśmy i ma zapach odgrzanego po raz wtóry kotleta. Ten obraz nie śmieszy, a jedynie męczy. Mimo wszystko pokieruję pochwały w dwie strony - do ludzi odpowiedzialnych za część graficzną, bo dzięki nim Jurek przypomina dawnego siebie chociaż wyglądem, oraz do aktorów za dubbing. Szkoda tylko, że tak świetny w roli jeża Borys Szyc ma tak słabe teksty do wygłaszania.


"Jeż Jerzy" to kolejna klęska polskiego kina i jeden z największych zawodów, jakie przeżyłem w ostatnim czasie. Muszę jednak przyznać, że temat na kinowy film o Jerzym twórcy wybrali idealny - brzydki, chamski i prymitywny klon głównego bohatera jest tak naprawdę odzwierciedleniem całego obrazu. Jeśli popatrzyć na to w ten sposób, można się nawet lekko uśmiechnąć.

Wojciech Wawszczyk

data urodzenia:

1977-08-16

miejsce urodzenia:

Cieszyn, Polska

Wojtek Wawszczyk urodzony 16 sierpnia 1977 roku. Ukończył Państwową Wyższą Szkołę Filmową, Telewizyjną i Teatralną w Łodzi oraz niemiecką Filmakademię. Wyreżyserował animacje, które zostały nagrodzone na całym świecie: Headless(1999), Mouse(2001) i Pingwin(2002). Do największych produkcji przy, których pracował jako animator należą filmy: Ja, Robot oraz Aeon Flux. Brał także udział przy produkcji przerywników filmowych do gry Fight Club.