Zapraszamy na spotkanie KF ALE NAKRĘCONE!!!

Odsłony: 103

 

 

Czas: 126 min.

gatunek: Melodramat

produkcja: Austria, Francja, Niemcy

premiera: 2012

reżyseria: Michael Haneke

scenariusz: Michael Haneke

 

 

Georges i Anna są kochającym się małżeństwem z 50-letnim stażem. Ich spokój zakłóci postępująca choroba Anny.

 

Miłość ponad wszystko

Gdy Michael Haneke tytułuje swój obraz "Miłość", od razu nabieram podejrzeń, że będzie to film od początku do końca przesiąknięty cynizmem. Nic bardziej błędnego. Tym razem Mistrz (akurat jego trudno nazywać inaczej) opowiada o prawdziwym, całkowitym oddaniu drugiej osobie. O długim życiu pełnym zrozumienia, czułości i wspólnego pokonywania problemów. I przede wszystkim o tym, jak takie życie się kończy. A kończy się jak każde inne – cierpieniem i śmiercią.

Tak prosta i zarazem skomplikowana jest podstawowa myśl płynąca z dzieła Hanekego. Ten film, mały jeśli chodzi o skalę realizacji (jedno mieszkanie jako dekoracja, troje bohaterów), pod względem filozoficznym jest projektem szalenie ambitnym. Niewielu poza Hanekem mógł on się udać. Twórca ni mniej, ni więcej tylko stawia widza twarzą w twarz z  najbardziej podstawowym zagadnieniem egzystencji.


Pierwsza scena nie pozostawia wątpliwości, jaki będzie kres tej opowieści: do zamkniętego mieszkania wkraczają zaalarmowani przez sąsiadów strażacy. Po chwili poszukiwań w zamkniętym pokoju na łóżku znajdują sine już zwłoki kobiety, otoczone płatkami kwiatów. Wówczas na ekranie pojawia się napis: "L'Amour".

Bohaterami "Miłości" jest para starszych ludzi, Anne i George. To emerytowani nauczyciele muzyki, prowadzący ustabilizowane życie w swoim wypełnionym książkami mieszkaniu. Czytają, chodzą na koncerty. Ich spokój zakłóca drobny wypadek przy śniadaniu: Anne na chwilę traci kontakt z rzeczywistością. Nawet nie upada, po prostu przestaje się odzywać. Okazuje się, że miała udar. Trafia do szpitala, ale operacja, która miała być praktycznie formalnością, nie udaje się. Zmiany neurologiczne są już nie do odwrócenia: wraca do domu na wózku, połowa jej ciała jest sparaliżowana. Od tego momentu jej stan stopniowo się pogarsza. Początkowo funkcjonuje normalnie psychicznie, potem będzie już jedynie mamrotać bez sensu pojedyncze słowa.

Obserwujemy starania George'a, aby zapewnić ukochanej żonie odpowiednią opiekę; mężczyzna poświęca jej każdą chwilę uwagi, wynajmuje opiekunki. Ba, na prośbę Anne nawet zabrania córce (Isabelle Huppert) ich odwiedzać. Anne chciałaby umrzeć z godnością: każe mężowie przysiąc, że nie odda jej do szpitala, gdy jej stan się pogorszy. Dom zamienia się w ich fortecę, w której mają powitać śmierć. George czeka z honorem i zachowuje spokój. W "Miłości" nie padają wielkie słowa, nie ma w niej wielkich gestów – nawet bez tego doskonale wiemy, jaki dramat się toczy. Tylko kilkakrotnie świat zewnętrzny wkracza do tej enklawy, i zawsze musi to się łączyć z wielkim rozczarowaniem. Wizyta dawnego, zdolnego ucznia przypomina Annie jedynie dobre momenty w życiu i przynosi tym samym rozgoryczenie. Nawet córka, z jej uwagami o inwestycjach i drugim mężem (którego "brytyjski humor jest do zniesienia tylko w ograniczonej ilości", jak stwierdza Anne), jest nie na miejscu.

Reżyser z wirtuozerią cofa nas do przeszłości pary, głównie poprzez muzykę. George słucha i patrzy na Anne przy fortepianie. Ale po chwili wyłącza stojący za nim odtwarzacz. Muzyka z fortepianu ucicha. W "Miłości" jest sporo takich prostych i mocnych momentów. I ani odrobiny sentymentalizmu. Powracają tu motywy znane z twórczości Hanekego – ważna rola muzyki jak w "Pianistce" (jednak pełni ona zupełnie inną rolę), postawienie w centrum wykluczonych jak w "Kodzie nieznanym". Jest nawet charakterystyczna dla reżysera, pojawiająca się znienacka przemoc. Tyle że bez krwi, bez brutalności. Byłyby to zbędne środki, bowiem horror, o którym świadczą te niespodziewane akty, jest ostateczny. Z tych znanych nam elementów wyłania się nieznany Haneke – ludzki, wyzbyty cynizmu w obliczu śmierci i miłości.

Na ekranie dwie legendy francuskiego kina – Emmanuelle Riva, młoda kochanka z "Hiroshimy, mojej miłości" Alaina Resnaisa, oraz Jean-Louis Trintignant, który dla Hanekego po kilkunastu latach przerwy wraca do kina. Oboje są niesamowici. Riva przeistacza się fizycznie. Najpierw jest elegancką, piękną starszą kobietą, po udarze jej ciało przestaje się poruszać, jej twarz się deformuje. Trudno sobie wyobrazić, jak aktorce udało się tak zmienić. Na konferencji mówiła ze swobodą, że nie wymagało to od niej wielkiego wysiłku: ot,  przymknięte oko, kawałek waty wepchnięty pod wargę.

Podobnie jak użyte przez nią środki, tak cały film jest pozornie bardzo prosty, niesamowicie zdyscyplinowany (ale czego innego można się spodziewać po Hanekem?), a efekt jest piorunujący.

 

 

Moja miłość. Nasza śmierć

W "Miłości" nic nie jest takie, jakie chcielibyśmy, by było. Haneke, w swoim stylu, zdaje się negować współczesne kinowe konwenanse - jego zamierzeniem nie jest prowadzenie widza za rękę. Jedna z początkowych sekwencji filmu pokazuje wypełnioną ludźmi salę koncertową. Kobiecy głos informuje, że należy wyłączyć telefony komórkowe. Ten zabieg pozwala Austriakowi na postawienie przed nami czegoś na kształt zwierciadła. Widzimy twarze zgromadzonych na widowni, wśród których równie dobrze moglibyśmy dostrzec siebie. Haneke wcale nie chce nam życzyć miłego seansu. Wręcz przeciwnie; takty muzyki Schuberta budzą w nas niepokój, przerywane ciszą powodują pewien dyskomfort psychiczny. Oklaski, które rozlegają się na sali koncertowej, wydają się tu być zupełnie nie na miejscu. Jeszcze nie chcemy nikogo oklaskiwać, nie wiemy, czy powinniśmy, czy w przerażającej ciszy tak wypada. Z tej patowej sytuacji Haneke chce nas wyprowadzić poprzez wyraźnie dostrzegalne twarze Georgesa (Jean-Louis Trintignant) i Anne (Emmanuelle Riva) – twarze zmęczone, a jednocześnie zasłuchane w muzyce, która dla nich obojga jest życiową pasją, a była także źródłem zarobku. Wracamy z nimi do domu.

Ten powrót jest dzięki zastosowanym przez reżysera odwróceniom czasowym procesem niejednoznacznym. Ciężko określić, czy jest on sekwencją rzeczywistą, czy odbywa się jedynie w sferze wyobrażeń (a może w tym wypadku przeplatanych nimi wspomnień?). Haneke zdaje się to delikatnie sugerować poprzez ukazanie wyłamanego zamku w drzwiach. W pierwszej scenie filmu posłużył on policji do wejścia do domu, w którym na łóżku dostrzegamy zmarłą już Anne. Kilka minut później staje się on zalążkiem rozmowy między głównymi bohaterami – starszą parą, która w tym zniszczonym zamku chce dostrzec próbę włamania do ich domu. Ta dyskusja wprowadza nas w ich świat. Mieszkanie, które pokazuje nam Haneke, jest wypełnione różnorakimi przedmiotami – książkami, płytami, talerzami, sztućcami. Wszystkie one pełnią rolę specyficzną, jakby zawarte w nich było całe życie Georgesa i Anne. Warto jednak zauważyć, że drzwi tego mieszkania są zawsze otwarte do połowy – podobnie jak nasze wspomnienia przed nami. Istnienie, "takie piękne", jak mówi Anne przeglądając stare zdjęcia, z każdym kolejnym rokiem staje się dla nas paradoksalnie coraz większą tajemnicą. Musimy je na nowo reinterpretować krocząc w ciemnościach, tak jak pomieszczenie po pomieszczeniu zapoznajemy się z domem bohaterów. Błogi nastrój początkowej dysputy starszej pary zostaje jednak nieoczekiwanie przerwany. Anne nie reaguje na słowa męża, na mokry ręcznik, którym Georges chce ją przywrócić do przedstawionego przez Hanekego świata. Odkręcona woda z kranu, którą słyszymy przemierzając z głównym bohaterem kolejne metry pokoju, nagle przestaje wydawać charakterystyczny dźwięk. Tu już nie ma "panta rei" – przemijanie jest procesem tak powszechnym, tak nieodłącznym w naszym życiu, że nie możemy się od niego uwolnić, nie możemy go zatrzymać.


Reżyser wydaje się wyśmiewać współczesne podejście do śmierci traktowanej jako cały proces zdarzeń. Widać to doskonale w próbie rozmowy daleko posuniętej w chorobie Anne z córką Eve (Isabelle Huppert). Choć brak już słów, choć powolnie zamiera świadomość, młodość w starciu z ostatecznością uparcie trzyma się rządzących nią mechanizmów. Każe myśleć o domu, o przyszłości, o dzieciach, o pieniądzu, nawet jeśli ma przed sobą nadchodzącą śmierć. Haneke pokazuje to w taki sposób, jakby chciał hołdować "Tokijskiej opowieści" Ozu. Choć przemijanie wywołuje płacz, poczucie bezradności, współczucie, ciągle zakryte jest welonem tajemnicy, zdaje się być poza możliwą do osiągnięcia dla młodości granicą. Georges, którego perspektywę w tym mikroświecie przejmujemy bezwiednie, próbuje oszczędzić córce tego doświadczenia. Zamyka drzwi – przesłania część życia. Nie może jednak tego zrobić do samego końca; w tym ukazanym przez Hanekego mieszkaniu splatają się historie ludzkie, których nie możemy tak po prostu wymazać. Nawet jeśli wymagają one od nas odrzucenia nadziei i wytrwania przy najbliższych w przerażającej mowie cierpienia.

Choć "Miłość" w żadnym wymiarze nie jest filmem religijnym, metafizyka obrazu jest wyraźnie dostrzegalna. Jean-Louis Trintignant, który w "Czerwonym" Kieślowskiego jako Sędzia za pomocą technologii chciał kształtować los innych, u Hanekego po 18 latach ponownie siada w fotelu na tle urządzenia – tym razem odtwarzacza płyt CD. Jest zmęczony; znów jako aktorowi przychodzi mu zagrać rolę, w której jego postać odpowiada za drugiego człowieka. Georges jest uczestnikiem procesu odchodzenia Anne. Nie chce poddać się wołaniu o śmierć żony, która widzi w niej wyzwolenie, zachowanie ludzkiej godności. Przychodzi na każde jej wyzwanie, czule gładzi ją po dłoni, uspokajając w chwilach, w których z ust i ciała Anne wydobywa się tylko ból. Zmaga się nie tylko z chorobą żony, ale ze samym sobą. Popełnia błędy, do których z całą odpowiedzialnością się przyznaje. Każdy wers "Hymnu o miłości" świętego Pawła jest tutaj redefiniowany przez Hanekego w stworzonej przez niego rzeczywistości. Bez zbędnego patosu, odwołań do Absolutu, kreowania uczucia, które miałoby trwać wiecznie. Do zrozumienia miłości naszkicowanej przez Austriaka potrzeba jedynie odczytania prostoty jej codziennych schematów. Wspólnych posiłków, pasji, dyskusji, delikatności dotyku, który daje poczucie bezpieczeństwa. To sfera miłości, która jest jednocześnie otwarta i hermetyczna, o czym przekonuje się pytający o przyczyny choroby uczeń Anne – Alexandre (grany przez wybitnego muzyka Alexandre’a Tharaud). Choć ta miłość jest prosta, nieskomplikowana, w obliczu spraw ostatecznych przeobraża się w największą ideę, zdolną do walki ze śmiercią, nawet jeśli ta walka z góry skazana jest na porażkę. Gdy z oddali patrzymy na Georgesa pomagającego Anne w pójściu do łazienki, każdy ich kolejny krok przywodzi na myśl taniec. Jest on karkołomny, rodzi się w bólu, a przecież jest jednocześnie tak niewinny, czysty i prawdziwy. Miłość zdaje się trwać na długo po nas – widzimy to w wyobrażeniach samotnego Georgesa, jego polowaniu na gołębia, które stanie się koniec końców tylko kolejną historią w liście do Anne. Dostrzegamy to wreszcie w pustym mieszkaniu, do którego wchodzi Eve. Wszystkie drzwi są otwarte, wyłania się ogromna przestrzeń, w której większość jest już tylko pustką. Nie ma tu dźwięku, nie ma dotyku, wzroku, nie ma już nawet zapachu rozkładającego się ciała obłożonego kwiatami. Jest tylko wspomnienie, które skłoni nas do płaczu, refleksji. Wspomnienie, które z czasem stanie się iluzją, tak jak grany przez Anne na fortepianie utwór, który ostatecznie okaże się jedynie dźwiękiem płynącym z odtwarzanej płyty.

"Miłość" nie jest filmem dla każdego widza. Ten film nie szuka splendoru, nie chce zjednać sobie audytorium. Jestem w stanie zrozumieć zarzucane jej mankamenty – przesadne dla niektórych epatowanie cierpieniem czy rozciągnięte do granic wytrzymałości sekwencje. Bez tych zabiegów to nie byłoby jednak, zaryzykuję twierdzenie, opus magnum Hanekego. Otrzymalibyśmy kolejny obraz o śmierci, z której nic nie wynika, i którą w jakiejś mierze próbuje się nam wytłumaczyć, oswoić z nią, byśmy potem w naszej refleksji po raz kolejny odłożyli ją na później.
Mieszkanie z "Miłości" równie dobrze może jednak znajdować się w kamienicy czy bloku, w którym ty i ja żyjemy. Choroba nakreślona przez reżysera może spotkać każdego z nas. Podobnie jak pora doskonalenia miłości, którą Haneke zastępuje ciemność z "Białej wstążki".

Paradoksalnie najnowszy film Austriaka chce wlać w nas optymizm, w którym nasze, zdawałoby się, fatalistyczne życie nabiera zupełnie nowego sensu. Ten sens reżyser nadaje także śmierci. "Miłość" jest próbą odczytania prawdy o nas samych, którzy w obliczu ostateczności wybierzemy (to aksjomat, jakkolwiek mocno próbowalibyśmy go zanegować) jedną z dwóch dróg, symbolizowanych u Hanekego przez dwie pielęgniarki: albo pogodzimy się ze śmiercią, wychodząc jej naprzeciw z zakorzenioną w nas przez lata miłością, albo odrzucimy ją, od czasu do czasu czując tylko strach, gdy ktoś zaproponuje nam postawienie się na miejscu umierającego. "Miłość" niczego nie sugeruje. Miłość może podpowiedzieć.

 

Michael Haneke

 

data urodzenia:

1942-03-23 (71 lat)

miejsce urodzenia:

Monachium, Niemcy

stan cywilny:

żona Susanne, 4 dzieci

 

 

Haneke studiował filozofię, psychologię i sztukę teatralną w Wiedniu. Między rokiem 1966 a 1970 pracował jako scenarzysta w telewizji niemieckiej. W 1974 wyreżyserował swój pierwszy film telewizyjny. "Siódmy kontynent" był jego debiutem kinowym. Jest również reżyserem teatralnym, pracuje głównie dla teatrów w Wiedniu, Berlinie, Monachium, Sztutgarcie, Düseldorfie, Frankfurcie i Hamburgu.

 

 

 

 

tytuł

Twoja ocena

średnia

w roli

2012

  • Miłość
  • Amour
  • za ten film otrzymał nagrodę Złota Palma oraz 8 innych nagród i 3 nominacje

 

7,7

 

 

2009

  • Biała wstążka
  • Weisse Band - Eine deutsche Kindergeschichte, Das
  • za ten film otrzymał nagrodę Złota Palma oraz 6 innych nagród i 6 nominacji

 

7,5

 

 

2007

 

6,8

 

 

2005

  • Ukryte
  • Caché
  • za ten film otrzymał nagrodę Złota Palma oraz 4 inne nagrody i 5 nominacji

 

7,2

 

 

2003

 

6,6

 

 

2001

  • Pianistka
  • Pianiste, La
  • za ten film otrzymał nagrodę Grand Prix Festiwalu oraz 5 nominacji

 

7,3

 

 

2000

  • Kod nieznany
  • Code inconnu: Récit incomplet de divers voyages
  • za ten film otrzymał nagrodę Nagroda Jury Ekumenicznego oraz 1 nominację

 

7,1

 

 

1997

  • Funny Games
  • za ten film otrzymał nominację do nagrody Złota Palma

 

7,4

 

 

 

 

6,4

 

 

1995

 

7,1

"Michael Haneke / Vienne"

  • (reżyser segmentu)

 

1994

 

7,3

 

 

1993

 

9,0

 

 

1992

 

7,4

 

 

1991

 

10

 

 

1989

 

7,9

 

 

1986

 

7,4

 

 

1984

 

6,5

 

 

1983

 

7,7

 

 

1979

 

7,4

 

 

 

 

7,1

 

 

1976

 

10

 

 

 

 

7,0

 

 

1974

 

10